Znajoma poprosiła:"Zrób mi cztery woreczki zapachowe, dwa z lawendą i dwa z różyczką."
Żaden problem pomyślałam, ale od razu zaczęłam wymyślać: płótno, czy len, haft płaski, czy krzyżyki, zajęło mi to dwa dni:).
Decyzja zapadła: len i krzyżyki, ale który wzór wybrać, bo u mnie tego sporo, zaczęła się eliminacja, ten za duży, ten za mały, tu mi kolory nie pasowały, więc poszukiwania w zapasach mulinowych i kolejny dzień minął:).
Następnym problemem okazało się jak haftować: w ręku, czy na tamborku, ostatecznie padło na tamborek:).
Dalej to już fraszka i zaczęło powstawać coś takiego:
Niby haft taki sam, ale różnicę widać, to są właśnie uroki haftowania na lnie:).
Widać jeszcze ślady po tamborku, ale różyczki specjalnie w dwóch pozycjach:).
Szycie i wykańczanie też było małym wyzwaniem, bo jakoś nie po drodze ostatnio było nam z maszyną:).
Zastanawiałam się nad koroneczką, ale skończyło się na maleńkim akcencie koronkowym żeby nie zagłuszyć haftu.
Woreczki w komplecie:).
Te już gotowe, chętnie pozują do zdjęcia:).
Podziwiam moje dzieło, nawet nie myślałam, że wyjdą takie ładne(chwalę się:)).
Bardziej spodobały mi się te z lawendą.
Choć z różami też mają swój urok:)).
Było coś dla ciała, a teraz coś dla duszy, a może bardziej dla oka?
Oj, oczy bolą czasami:).
Tej autorki przeczytałam chyba wszystko i czekam na jeszcze, ale coraz częściej myślę o tym, żeby do niektórych pozycji powrócić ponownie.
Trudne tematy opisane w tak ciekawy sposób, że nie mogłam się oderwać.
Życie nie zawsze układa się tak, jak byśmy chcieli, ale czasami warto mu pomóc:).
Nie rozpisuję się o treści książek, bo trzeba je przeczytać i wyciągnąć własne wnioski.
Dzisiaj to już koniec, następnym razem będę się chwalić urobkiem na drutach i postępach w krzyżykach:).
Pozdrawiam Wszystkich słonecznie i majowo:).
Małgosia.